niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozdział 7

Z dedykacją dla wszystkich czytelników
Bez was nie byłoby tego opowiadania ;)
Dziękuje!

3 Miesiące później...

CAROLINE

I wtedy wydawało mi się, że skończyła się ponura opera mydlana, w której grałam tylko poboczną postać, a główny bohater okręcił ją sobie wokół palca i manipulował przez tysiące odcinków. Publiczność, którą w tej sytuacji odgrywało moje otoczenie i przyjaciele.. tylko.. tylko głucho się śmiało z łatwowierności tej dziewczyny. Najgorsze w tym jest to, że On i tak zabrał cząstkę mojej duszy, uwięził ją w klatce i niemiłosiernie katował swoją nieobecnością.
- Oh Caroline, chodź tutaj do mnie. - Moja przyjaciółka Bonnie objęła mnie starając się odjąć wszystkie problemy. Kosmyki loków od razu lekko zmoczyły się od łez. Przetarłam oczy starając się opanować, ale nie podziałało. Łzy same napływały mi do oczu, jak strumienie lodowatej cieczy pełnej smutku i tęsknoty.
- Przepraszam, że zamęczam Cię swoimi problemami, wiem jak wiele sama masz na głowie, ale nie potrafię tłumić tego w sobie. -Wyjąkałam gładząc dłoń czarownicy.
- Wiem kochanie, doskonale o tym wiem. - Pogładziła mnie po pukli loków, starając się dodać mi otuchy jak tylko potrafiła.
- Wiesz, że Elena może pomóc Ci.. no wiesz.. zapomnieć... - Zaczęła niemrawo wpatrując się w koc. Skrzywiłam w szoku głowę i rozszerzyłam oczy.
- N.. Nie! Nie może, ja muszę wszystko pamiętać, Ona nie ma prawa tego zrobić, nie Bonnie! - Krzyczałam, musiałam wszystko pamiętać. Każdy szczegół. Każde słowo i czyn. Gdybym zapomniała, mogłabym powtórzyć ten błąd drugi raz.
- Dobrze, spokojnie Caroline. Nie będzie żadnych cofnięć Twoich wspomnień, już dobrze. - Ponownie przytuliła mnie do siebie.
- Ja po prostu muszę pamiętać. Muszę pamiętać wszystko. - Zasnęłam w ramionach Bonnie.

KLAUS

Co ja najlepszego zrobiłem?... Moja słodka Caroline nie chce mnie znać, ani widzieć. Minęły już 3 miesiące, a nadal nie mogę uwierzyć, że byłem takim idiotą. - Upijawszy głęboki łyk Bourbonu powziąłem pędzel i gwałtownym ruchem starałem się wymalować obraz samego siebie, moich uczuć i złych wyborów. Starając się wyrzucić je jak najdalej od siebie. Wszystko skończone. Tylko jak żyć bez niej? To niemożliwe. Łudziłem się, że jestem wystarczająco silny, żeby nie dać się pochłonąć tej miłości. Nie udało się. Zabrała moje serce, zakpiła z moich uczuć i teraz pewnie spędza cudowny poranek w towarzystwie tego napakowanego kretyna, któremu najchętniej wyrwałbym serce i kończyny jednocześnie. Z zadumy wyrwała mnie Rebekah, która pospiesznie przekładała różne antyki i pakowała swoje rzeczy.
- Gdzie się wybierasz? - Obróciłem się do siostry upijawszy łyk trunku.
- Wyjeżdżam.
- Dokąd? - Zapytałem unosząc w zdziwieniu brwi.
- Nie Twój interes Nik. - Skrzywiłem twarz i z sarkastycznym uśmieszkiem podszedłem bliżej.
- Cóż.. Zważywszy na to, że jestem Twoim bratem, a Ty moją młodszą siostrą, mam prawo wiedzieć, a Ty obowiązek mi powiedzieć, gdzie się wybierasz... - Zaakcentowałem wyraźnie ostatnie trzy wyrazy, patrząc na siostrę wymownie.
- Jadę do Chicago, zaczynam żyć od nowa... - Zaczęła podnosić jeden z obrazów, który namalowałem dla niej kilkanaście lat temu, ale przerwałem jej ruch przycisnąwszy silnie dłoń do stolika.
- Bez... Ciebie. - Dodała obrzucając mnie złowrogim spojrzeniem.
- Doprawdy? - Odpowiedziałem z ironią, ukazując swój zadziorny uśmiech i kołysząc spokojnie szklanką.
- Mam dosyć bycia Twoją małą zabawką, nie chcę już dłużej uciekać przed łowcami, choć tak naprawdę całe życie uciekam przed Tobą. Skończyło się. Zostawiam Cię. - Wycedziła ze łzami w oczach.
- Wiesz.. Masz wolną wolę, nie będę Cię zatrzymywał ani nakłaniał do zostania, ale wiedz, że nie minie jeden dzień, a przyjedziesz na kolanach pod drzwi błagać o pomoc. - Odpowiedziałem spokojnie upijając kolejny łyk złotej cieczy.
- Przekonamy się. - Parsknęła buntowniczo prosto w twarz, powzięła kilka już spakowanych bagaży i szybko wyszła z pomieszczenia. Odprowadziłem ją wzrokiem.
***
Wróciłem do rysowania, Rebekah nie była najistotniejsza w tym momencie, więc postanowiłem jej nie zatrzymywać. Nie była mi potrzebna. Caroline była priorytetem, moim słodko-gorzkim przekleństwem za które wstydziłem się sam za siebie. Dałem się omotać, zauroczyć i odepchnąć. Tak łatwo... Tak w całości. Co mogłem uczynić, by móc chociaż z nią porozmawiać? Zobaczyć ją? Tak bardzo byłem wtedy blisko, by mieć ją na zawsze na swoją wyłączność. Wszystko straciłem... - Zagryzłem nerwowo wargi i potargałem setny szkic z kolei, tworzywszy z niego bezkształtne coś, co po chwili wylądowało na kupie reszty śmieci. Usiadłem na kanapie i schowałem twarz w dłoniach, usiłując zabić ból w zarodku. Na co był mój wysiłek, skoro Forbes już nie chce mnie znać? Czy jest coś co mógłbym zrobić, żeby chociaż zgodziła się na rozmowę? Owszem mogłem ją zauroczyć i kierować jej umysłem tak jakbym sobie tego życzył. Ale nie mógłbym, nie jej. Nigdy nie zauroczyłbym Caroline. Od początku chciałem, aby sama zauważyła, że nie jestem jej obojętny. Zmuszanie do bycia w moim towarzystwie, uśmiechania się... zwyczajnie ugadzałoby w moje ego.
Podniosłem się mozolnie z kanapy, upiłem szybki łyk Bourbona, założyłem czarną skórzaną kurtkę i wyszedłem z posiadłości.
Na zewnątrz panowała cisza, Mystic Falls ogrzane w ciepłym poranku ukazywało piękno każdej jednej ulicy. Mój cel był blisko, choć tak daleko. Minąłem kilku agresywnych meneli, którym zresztą wyświadczyłem przysługi, skończywszy ich żałosne życia na tym świecie. Nawinęła się też jedna młoda i pyskata dziewczyna, również zadziałała mi na nerwy i postanowiłem ją wykończyć.
Poczułem lekką ulgę, wyładowałem trochę negatywnych emocji i byłem prawie u celu.
W wampirzym tempie znalazłem się pod oknem mojej Caroline.
***
- Mamo, ale nie możesz tak po prostu zgadzać się z tym co narzuca rada! - Krzyczała do słuchawki telefonu. Co ją tak zdenerwowało? Podszedłem bliżej okna, ale tak, by nie była w stanie mnie zauważyć, a ja mógłbym ją w końcu ujrzeć po tak długim okresie czasu.
Jak zawsze jej piękne złociste loki opadały delikatnie na ramiona, a malinowe zgrabne usta wypowiadały subtelne i szlachetne słowa kierowane do swojej matki. Wytężyłem wzrok i ujrzałem jej urocze zaróżowione policzki, które zawsze mnie rozpraszały. Oczy zostawiłem sobie na sam koniec, bo były najcudowniejszym wytchnieniem, gdy jeszcze miałem okazję w nie patrzeć.
W pewnej chwili rozłączyła się i wbiła wzrok w podłogę u siebie w pokoju, jakby starała się znaleźć sposób by pomóc swojej matce. Zawsze była taka uczynna, jej wewnętrzne światło fascynowało mnie.
Gdy zatraciłem się we wpatrywaniu na moją kochaną Caroline, nie zauważyłem nawet kiedy potknąłem się o jakieś balustrady pod oknem. Rozległ się głośny hałas, a Forbes szybko podbiegła do okna. Ukryłem się pod parapetem.
- Halo? Jest tam ktoś? - W końcu usłyszałem jej głos, jej anielski najwspanialszy głos, który topił moje twarde serce.
- Zaczynasz słyszeć głosy.. coraz gorzej z Tobą Caroline.. - Westchnęła sama do siebie.
Zasłoniłem usta dłonią, by nie wydać żadnego dźwięku. Tak bardzo chciałem z nią porozmawiać, ale zdawałem sobie sprawę, że dla niej to za wcześnie. Usłyszałem, że odchodzi powoli od okna, zakłada coś na siebie i wychodzi ze swojego pokoju zamykając drzwi na klucz. Powziąłem się z pozycji siedzącej i cicho wszedłem przez okno, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi.

9 komentarzy:

  1. Kurcze te opowiadania są takie wciągające ,że aż mnie ciekawość zżera co będzie dalej ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny ciekawy rozdział, czekam na więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział bardzo, bardzo ,, fajny'' :) Mam nadzieję, że kolejny już nie długo;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę ci tego, że tak świetnie piszesz! Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuje dziewczyny :* Póki co chęci i wena mnie nie opuszczają ;D ale zobaczymy jak to będzie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, Klaus, przyznaję, jesteś idiotą ;] lubię, gdy ktoś pisze z punktu widzenia chłopaka, rzadko się to zdarza, bo większość pisze z punktu widzenia dziewczyn. Zresztą, nie ma się co dziwić. Skoro słyszysz głosy, to do schizów ci szybko, zapraszam do psychiatryka :D

    Pozdrawiam, zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. I kolejny genialny rozdział. Trochę szkoda, że nie rozmawiali ze sobą. Cieszy mnie to, iż Klaus nie postanowił mieć kontroli nad jej umysłem. Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwaga Spam!!
    (autorka z góry przeprasza za niego)
    „Elizabeth Malloren jest z pozoru zwyczajną dziewczyną wychowaną w Mystic Falls. Jako jedna z niewielu ma wspaniale udane życie i mężczyznę, którego kocha. Wszystko się jednak zmienia, gdy w jej życiu pojawiają się Katherine Pierce i Klaus. Elizabeth z dnia na dzień przestaje istnieć dla przyjaciół i ukochanego. Załamana przyłącza się do Klausa wierząc, że uda się jej z czasem złamać klątwę. Mija kilka lat. Elizabeth nawiedza porażająca wizja tego, co może się wydarzyć w Mystic Falls za sprawą Klausa. Wiedząc czym ryzykuje udaje się do Mystic Falls chcąc uratować wszystkich i odnaleźć własną przeszłość. Niespodziewanie staje przed szansą odzyskania miłości ukochanego mężczyzny. Czy ktoś stanie jej na drodze? Czy miłość okaże się silniejsza niż rzucona klątwa? Jeśli chcesz wiedzieć to zapraszam na niecodzienną historię opartą na podstawię „Pamiętników wampirów” na adres” http://granica-milosci.blog.spot.com . Ta historia na pewno Cię wciągnie.
    P.s.Jeśli Twoja historia mi się spodoba na pewno będę ją komentować na bieżąco. Jeszcze raz z góry przepraszam za spam i życzę przyjemnej lektury.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wreszcie ktoś ukazuje Klausa jako Klausa, a nie jako "Stefana". Świetnie piszesz, mało błędów, a jeśli już jakieś są, to mało zauważalne. Oby tak dalej! :)

    OdpowiedzUsuń

c z y t a j ą

liczby