środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 8.

 Rozdział nudny, za co przepraszam :|
Ale wątek nad którym myślałam od kilku dni,  zwyczajnie gdzieś mi uleciał.
Obiecuję poprawę w następnym ;)

CAROLINE

Szybkim krokiem zbiegłam po schodach, moją uwagę przykuła branstoletka z charmsami, którą dostałam jako urodzinowy prezent od Tylera. Powzięłam ją w dłoń i uniosłam w powietrzu. Małe metalowe wilczki i serduszka błyszczały w świetle poranka. Od razu wróciły wspomnienia. Zacisnęłam mocno powieki, by móc to zatrzymać. Tak bardzo chciałam, żeby chociaż mnie wysłuchał.. Pozwolił wytłumaczyć i przeprosić.
- Na co Ty liczysz Caroline? - Westchnęłam sama do siebie, pokręciłam w bezsilności głową i wypuściłam bransoletkę z dłoni, a małe koraliki wspomnień posypały się w drobny maczek.
Rozmowa z Bonnie dała mi do myślenia. Jestem masochistką z własnej woli i nawet nie chcę tego przerwać.. Może faktycznie powinnam pozwolić Elenie wymazać mi wspomnienia? Może to nie jest taki głupi pomysł. Z Klausem zakończone raz na zawsze, nie ma do czego wracać. Jego serce jest czarne i mroczne jak noc, a ja niepotrzebnie łudziłam się, że jest inaczej. Owinął mnie wokół palca, zmanipulował... a ja powoli oddalałam się od Tylera, myśląc że to nic takiego. Nie potrafię znaleźć słów, by opisać jak podle się czuję. Taka osoba jak ja nie prawa do rozgrzeszenia. Właściwie to nawet nie jestem lepsza od Pierwotnego.
Poszłam w kierunku Lockwoodów, w nadziei, że może stanie się jakiś cud i Tyler zechce mnie wysłuchać.

KLAUS

Jej pokój niczym nie różnił się od mojej ostatniej wizyty. Kilka porozrzucanych ciuchów  na ziemi, niedomknięta szafa, z której również wystawało mnóstwo ubrań. Cała Caroline. - Uśmiechnąłem się do siebie, chwytając w dłonie ramkę ze zdjęciem malutkiej roześmianej Forbes. Przejechałem opuszkiem palca po jej twarzy i cicho odłożyłem na swoje miejsce.
Pamiętam jak pierwszy raz tutaj byłem. Umierała. Była tak blisko krawędzi... - Usiadłem na łóżku i przejechałem dłonią po aksamitnym materiale. Wszystko wróciło
- Cały świat stał przed nami otworem, mnóstwo możliwości i niewypowiedziane piękno natury. Prawdziwe cuda egzystencji. A ja wszystko zaprzepaściłem. - Powiedziałem pod nosem. W oczy rzuciło mi się kolejne zdjęcie, podszedłem bliżej. Tyler i moja kochana razem w objęciach. Uniosłem brwi, i przygryzłem nerwowo wargi omal nie zgniotłwszy ramki w drobny mak.
Dlaczego nie zabiłem Cię mając tak wiele okazji!? - Wysyczałem zaciskając mocno pięści, starałem się oddalić te mroczne myśli jak najdalej. Wstałem i doszedłem do wniosku, że to prawdziwy koniec. Zapomnę o Niej, już zapominam... Wróciła do Tylera, będą razem, ułożą sobie życie. Koniec złudzeń.
- Żegnaj Caroline, byłaś najlepszą, a zarazem najgorszą rzeczą jaka mogła mi się przytrafić. - Powziąłem w dłonie rysunek, który podarowałem jej po balu, leżał zwinięty w kłębek na ziemi. Spojrzałem na niego i zaśmiawaszy się w duchu z własnej głupoty, wampirzym tempem zniknąłem z pomieszczenia.

CAROLINE

Znalazłam się tuż przed drzwiami. Czułam, że albo teraz albo nigdy. Poprawiłam intuicyjnie kosmyki włosów, zakładając jeden za uchem. Niepewnym krokiem podeszłam do drzwi.
Uniosłam dłoń w powietrzu, przełknąwszy ślinę wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Oczekiwanie było najtrudniejsze, niby trwało chwilę, ale wewnątrz prowadziłam walkę, czy aby na pewno dobrze zrobiłam. Tyler musi mi wybaczyć, musi zrozumieć. Zaraz go zobaczę, w końcu. - Pocieszyłam się i mimowolnie uśmiechnęłam.
- Znamy się? - Poczułam ukłucie w sercu. W drzwiach wyrosła postać pięknej brunetki o włosach do ramion. Miała twarz anielicy, a zarazem zadziorny wyraz twarzy. Przełknęłam głośno ślinę i rozchyliłam usta, by skleić jakiekolwiek zdanie.
- Haaayleey! Ile mam na Ciebie czekać? - W oddali usłyszałam głos mojego Tylera. Spojrzałam na dziewczynę wymownie. Już wiedziałam co jest grane.
- Prz..Przepraszam, ja.. nieważne..
- Hej! Caroline, wracaj! Gdzie Idziesz?! - Obróciłam się, moje loki zatańczyły w powietrzu i ujrzałam Jego.. Mojego Tylera, stał obok.. obok niej, rozweselony z uśmiechem od ucha do ucha. Postanowiłam nie pokazać, że mnie zabolało. Odwróciłam się i podeszłam do świetnie spędzającej czasy nowej pary Mystic Falls.
- Widzę że świetnie się bawicie. - Założyłam ręce na piersi i ironicznie spojrzałam na dziewczynę. Odpowiedziała tym samym. Z jej oczu bił swego rodzaju ogień, waleczność. Nie była zdecydowanie cichą myszką. Była piękna i pewna siebie.
- Zgadza się i myślę, że już czas na Ciebie. - Odpowiedziała z sarkazmem. Co za tupet! Jak śmiała? Tyler spojrzał na nią ze zdziwieniem i chwycił mnie za rękę przeprowadzając przez próg.
- Zostaw! Nie chcę przerywać. - Warknęłam złośliwie.
- Daj spokój Caroline.. - Podszedł bliżej chcąc mnie ''ugłaskać'' . Odsunęłam się dwa kroki w tył.
- Myślisz że jestem taka głupia? Że nie widzę co jest grane? Mylisz się.. - Odwróciłam głowę na pięcie.
- Żałuję, że w ogóle tu przyszłam. - Dodałam obrzuciwszy go buntowniczym i pewnym siebie spojrzeniem.
- Co Ty wyprawiasz do cholery?! Powinnaś mi być wdzięczna, że po tym wszystkim w ogóle Ci otworzyłem!! - Zbliżył swoją twarz do mojej. Nie przebierał w słowach. Nienawidził mnie. Nie spodziewałam się tego nawet w najgorszych koszmarach.
- Oczywiście! Jak mogłam sądzić, że będzie inaczej? - Pokręciłam w bezsilności głową.
- Jeszcze przychodzisz tu i masz do mnie jakieś pretensje?! - Wycedził mi prosto w twarz. Bez skrupułów. Każde jego słowo było naszpikowane złością, a każde jedno spojrzenie obrzydzeniem. Obróciłam się i skierowałam do wyjścia.
- I wiesz co? Życzę Wam wszystkiego najlepszego! - Dodałam przy w pół otwartych drzwiach.
- Pewnie! Śmiało! Idź do swojego księcia, może namaluje Ci kolejny słodki rysuneczek. - Parsknął i zaśmiali się oboje. Zabolało mnie to. Zakpił ze mnie, zrobił to bez żadnych skrupułów. Chwilę opierałam się o drzwi. Zakręciło mi się w głowie. Słyszałam drwiący śmiech obojga. Bawili się w najlepsze. Ile mam jeszcze wytrzymać? Pokiwałam głową z bezsilności i przetarłam wierzchnią częścią dłoni swój mokry od łez policzek.
Ruszyłam przed siebie, choć nie miałam pojęcia dokąd. Było już mi obojętne, czy zabiją mnie członkowie rady, czy ja kogoś zabije... Nic już nie miało znaczenia. Straciłam najważniejszą osobę w życiu i dodatkowo przekonałam się jaki jest naprawdę. Zbyt dużo jak na człowieka, a co dopiero na wampira.
Ruszyłam w kierunku Eleny, wiedziałam co w tej chwili jest mi najbardziej potrzebne.

KLAUS

- Nie! - Warknąłem, popijając łyk złocistej cieczy.
- Mylisz się bracie, widzę co się dzieje. - Odpowiedział tym swoim troskliwym głosem.
- Nie masz pojęcia jak wiele mogę znieść! Nic mnie nie zniszczy! Nigdy. - Syknąłem w odwecie podchodząc kilka kroków bliżej.
- Kochasz ją. - Włożył ręce do kieszeni i z pewnym siebie spojrzeniem oczekiwał na moją reakcję. Jak mógłbym zaprzeczyć?... Mogłem, musiałem wyprzeć to uczucie. Ona już dla mnie nie istniała. Była poza zasięgiem. Postawiłem nerwowo szklankę na blacie i podszedłem do Pierwotnego.
- Miłość jest największą słabością wampira. A my nie jesteśmy słabi, Elijah, nie dbamy o nic, my nie kochamy. - Spojrzałem bratu prosto w oczy, żeby dobrze zapamiętał te słowa.
- Tak, tak słyszałem już to kiedyś. Może przypomnę Ci jak to się skończyło? - Odpowiedział wracając do wspomnień.
- Ta cała rozmowa zaczyna mnie nudzić. - Odparłem z ironią. Odwróciłem się i upiłem kolejny łyk trunku.
- Bo jest niewygodna dla Ciebie? - Rzucił stanowczo. Przesadził, nie pozwolę wtrącać się nikomu w moje sprawy. Podbiegłem do Elijah wziąłem kołek z białęgo dębu, ostatni jaki się zachował i byłem bliski zadania ciosu.
- Wyzywasz mnie? - Odpowiedział ze spokojem, nie ustępując.
- Nie każ mi tego robić ponownie, Elijah. Nie zawaham się! - Odwarknąłem mocno trzymając go za marynarkę.
- Więc zrób coś, zanim Elena wymaże Jej pamięć! - Odepchnął mnie z całej siły.
- Co powiedziałeś? - Przechyliłem głowę w niedowierzaniu.
- I wiesz co?.. Może i mówiąc o miłości miałeś rację. Ale Caroline Forbes weszła Ci pod skórę. Kochasz ją, choćbyś nie wiadomo jak wiele razy zaprzeczał i choćbyś z niewyobrażalną siłą wypierał to uczucie, ono nie zniknie. Więc albo weź się w garść, albo stracisz ją na zawsze... O ile już nie straciłeś. - Dodał z zaangażowaniem w głosie i odszedł. Stałem chwilę przed kominkiem w zupełnej ciszy. Mieszałem odruchowo drinkiem i wpatrywałem się w złoto-brązowy odcień trunku. Może i Elijah miał rację, ale na wszystko jest już za późno. Nie ma jej. Właściwie nigdy jej nie było. Zacisnąłem wargi i rzuciłem szklankę do kominka, a języki ognia natychmiast się wzburzyły. Tacy jak my nie kochają, ale czy warto wierzyć stereotypom, gdy w grę wchodzi miłość życia?
- Nie mogę Cię stracić, Caroline. Po prostu nie mogę. - Powiedziałem do siebie, zacisnąłem silnie powieki, wstałem i szybkim krokiem nałożywszy na siebie czarną skórę, wyszedłem z posiadłości.

9 komentarzy:

  1. Oby Klaus zdążył przybiec na czas i powstrzymał Caroline! Głupi Tyler! Jak mógł ją tak skrzywdzić? Ale z jednej strony, to dobrze, bo nie będą razem i może coś będzie pomiędzy K&C w końcu! Czekam na NN!

    OdpowiedzUsuń
  2. KLaus do boju ! :D to mi się podoba , czekam na kolejny świetny rozdział ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Klaus pewnie ją powstrzyma. Mam pytanie jak to możliwe, że Elena może wymazać pamięć Caroline? Czekam na NN.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś otagowana na moim blogu:

    esme-carlisle-cullen-my-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały blog, mam nadzieję że Klaus zdąży powstrzymać Caroline. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i życzę weny ;).

    OdpowiedzUsuń
  6. Błagam dodaj nowy rozdział! A przynajmniej daj wiadomość że przestajesz pisać bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzisiaj ,,odkryłam" tego bloga i muszę przyznać że masz niesamowity talent do pisania. Wszystkie rozdziały przeczytałam z wielkim zaciekawieniem, bardzo się wciągnęłam. Nie przestawaj prowadzić bloga! Proszę!
    Zapraszam do mnie, też mam coś podobnego jeśli chodzi o Tayler'a : http://klaroline-forever.blogspot.com/
    Pozdrawiam i czekam nn ;*

    OdpowiedzUsuń

c z y t a j ą

liczby