piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 6.

Cześć kochani, cudem wykaraskałam się z rodzinnej posiadówki mam trochę spokoju i przybywam z 6 rozdziałem, który napisałam dziś w nocy.
Z dedykacją dla czytelników :)

 ***

Widok na pół martwej potężnej czarownicy przysparzał mnie o zakłopotanie. Rozejrzałam się wokoło, by w razie potrzeby wyeliminować, czy też wymazać wspomnienie potencjalnemu świadkowi tego zdarzenia. W oddali nie rysowało się jednak nic, prócz skąpanej mrokiem okolicy.
Wypuściłam jej wciąż tętniące życiem ciało na ziemie i spojrzałam histerycznie na swoje splamione brunatną cieczą dłonie. Mój oddech natychmiast przyspieszył, twarz nabrała typowego grymasu strachu. Przyciągnęłam opuszki palców pod swoje usta delikatnie plamiąc nimi twarz. Przymknęłam oczy i mimowolnie oddawałam się euforii i marzeniu, w którym mogłabym ostatecznie zabić Esther i wpić się w jej tętnicę wyssawszy ostatnie krople życiodajnego płynu. W porę na szczęście opamiętałam swoje myśli i dotarła do mnie informacja o śmierci Klausa, która natychmiastowo otrzeźwiła mój umysł.
Spojrzałam na moją ofiarę z litością, nie chciałam jej tego zrobić, ale jedyne co mną wtedy  kierowało to gniew. Zdumiona faktem, że byłam w stanie zamordować osobę, która odebrała życie największemu złu chodzącemu po tym świecie, sprawiło, że zaczęłam zachodzić w głowę, czy jestem normalna... W rzeczywistości to powinnam była być jej wdzięczna...Być może to wszystko i ja sama jestem częścią jakiegoś kolejnego chorego planu Klausa i zostałam zauroczona... Tak, westchnęłam cicho do siebie. To musi tak być. Nie przemienił by się nagle w nieskazitelnego baranka, bez grzechu. Z zadumy wyrwał mnie jęk umierającej Mikaelson.
- Zabij mnie... - Spojrzałam szybko na Esther, ta tylko ledwo łapała oddech. Nie wiedziałam co mam zrobić, przykucnęłam i spojrzałam raz jeszcze na swoje splamione dłonie, odepchnęłam daleko myśl o wpiciu się w jej szyję i nagryzłam swój nadgarstek, przytykając go silnie pod usta czarownicy.
***
Zaciągnęłam jej obezwładnione ciało do lochów, sporo ważyła... Gdybym była człowiekiem, pewnie z nadmiaru ciężaru i przebytych kilometrów, pęknąłby mi kręgosłup, albo w najlepszym wypadku przysparzyłabym sobie bólu krzyża do końca życia. Odgarnęłam kosmyk z twarzy i przetarłam wierzchem dłoni resztki zaschniętej krwi.
Usiadłam przy Esther podkuliwszy nogi pod brodę. Przez mój umysł przepływało tysiące sygnałów, które powoli wskazywały mi kierunek myślenia. Moja sympatia do Klausa, a nawet sekretna fascynacja nim nie pasowała mi do całego stanu rzeczy. Czułam to wszystko w sobie, ale moje ciało i umysł w tym samym czasie wszystko to wypierały. Coś było nie tak. Jakbym nie była zesynchronizowana z tym wszystkim, jakby to działo się obok mnie, a ja byłam tylko widzem, który ogląda jakiś psychologiczny film i stara się rozszyfrować co bohater tak naprawdę myśli.
Czarownica nadal była w trakcie przemiany. Kilka razy poruszyła palcem wskazującym, jakby człowieczeństwo właśnie z niej ulatywało. Doskonale pamiętam swoją przemianę. Byłam nieprzytomna, nie reagowałam na nic i choć miałam zamknięte powieki, to czułam tysiące ostrzy przemierzających mój krwioobieg, widziałam swoją przeszłość, każdą piękną chwilą i każdą tę złą, najgorsze w tym wszystkim jest podwojenie odczuwania. Gdy dane zdarzenie miało miejsce w przeszłości, to w momencie gdy ukazywało się ono w trakcie przemiany odczuwałam je dwukrotnie mocniej. Słowa i czyny które mnie wtedy tylko raniły, gdy się przemieniałam, sprawiały niewyobrażalne katusze.
Świadomość, że Klaus nie żyje była strasznie przytłaczająca, nie wiedziałam co się dokładnie wydarzyło, czułam się jak mała dziewczynka, której specjalnie oszczędzono najistotniejszych szczegółów. Musiałam udać się do posiadłości Mikaelsonów, ale nie mogłam pozostawić Esther, gdy przemiana jeszcze się nie dokończyła.
Po kilkunastu godzinach spędzonych w lochach, nastawał powoli świt. Wysunęłam lekko głowę, by móc zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Esther nagle się przebudziła. Czyli przemiana dobiegła końca. Spojrzałam uważnie na kobietę, starając się nie ukazać żadnych emocji, które mogłyby ją rozwścieczyć. Spojrzała na mnie męczeńskim wzrokiem, który dotknął mnie głęboko w środku. Esther przeze mnie cierpiała. Pozbawiłam człowieczeństwa najpotężniejszą wiedźmę na świecie. Z jednej strony napawało mnie to dumą, ale sumienie dawało się we znaki o wiele bardziej. Wiedziałam, jak bardzo nienawidzi swoich dzieci, za to, że sama zrobiła z nich potwory. A ja dołożyłam jej to samo.
Odsunęłam się gwałtownie do tyłu, wykorzystałam okazję, że nowo przemieniona nie posiada pierścienia. Obróciłam się za siebie i zobaczyłam, że kilka kroków dalej słońce przedziera się do lochów. Stanęłam więc w promieniach, a czarownica stanęła tuż przede mną, nie mogła zrobić kroku do przodu, bo jej twarz od razu zaczynała delikatnie płonąć. Postanowiłam więc opuścić lochy, wiedząc że bez pierścienia nie da rady się wydostać.
***
Znalazłam się przed domem Mikaelsonów, otworzyłam niepewnie furtkę i podeszłam do drzwi. Uniosłam ściśniętą dłoń, by zapukać, ale zatrzymawszy ją w powietrzu, przygryzłam wargę i ułożyłam na szybko krótki plan w głowie. Zapukałam trzy razy, nie wiedząc co zobaczę, co mnie czeka i czy wyjdę w ogóle stąd żywa.
Przede mną wyrosła postać pięknej blondynki o szlachetnej urodzie. Włosy miała gładko ułożone, a jej granatowa sukienka idealnie podkreślała jej ponętne kształty. Wyraz jej twarzy zawsze wyraźnie mówił ''Wiem ile znaczę, nie zadzieraj ze mną bo i tak polegniesz'' Spojrzałam na nią od stóp do głów i trochę byłam zazdrosna. Była piękna i była moim zagrożeniem. Przywołałam się do porządku i oczekiwałam reakcji.
- Och.. to Ty - Westchnęła z sarkazmem, przechyliłam lekko głowę, na zaakcentowanie ''Ty'' nie podobało mi się to.
- Jak widzisz, zastałam Twojego brata? - I tutaj zaczął się mój misterny plan, udałam, że nie wiem o jego śmierci.
- Cóż... Jest, ale.. - Zaczęła tajemniczo, przybliżywszy swoją twarz do mojej z ironicznym uśmiechem.
- Ale co? Zapomniałaś nagle języka w gębie? - Odwarknęłam, by dłużej nie ciągnąć tego irytującego dialogu i dowiedzieć się co jest grane.
- Może być trochę... że tak powiem... wyschnięty. Także nie oczekuj zbyt wiele. - Rzuciła sarkastycznie i uchyliła mi drzwi. Całe szczęście, że nie widziała mojej twarzy, bo malował się na niej ogromny szok. KLAUS ŻYJE. Dlaczego więc jego matka powiedziała, że go zabiła? Nie rozumiałam...
- Więc... Gdzie jest? - Odwróciwszy się do dziewczyny, skrzyżowałam ręce na piersi oczekując odpowiedzi.
- Mówiłam już... Nie oczekuj zbyt wiele. Kol! - Rebekah podeszła do mnie i wskazała dłonią na salon.
- No na co czekasz? - Zapytała ironicznie. Przywołałam się do porządku i podążyłam za dziewczyną.
Nie chciałam się rozgaszczać, ani prowadzić sztucznych rozmów z Rebekah, bo nie po to tu przyszłam. Stanęłam przy kanapie i czekałam na rozwój wydarzeń.
- Proszę bardzo siostrzyczko. Oto i jest. - Do salonu wjechała lśniąca czarna trumna. Kol podjechał z nią i ustawił tuż przede mną. Odchodząc i obrzucając mnie tym swoim wrednym uśmieszkiem. Rozchyliłam lekko usta w niedowierzaniu i od razu spojrzałam pytająco na Rebekah.
- Boli, co? - Odpowiedziała z wyraźnym zadowoleniem.
- Co.. co wyście zrobili?! - Rozszerzyłam usta w niedowierzaniu. Dziewczyna powzięła swoje filigranowe ciało z kanapy i z gracją do mnie podeszła.
- Przez całe życie musiałam robić to co on chciał, a gdy się sprzeciwiałam jego rozkazom kołkował mnie na kilkaset lat. Ale skończyło się. Nie jestem już dłużej jego marionetką. Ja i moje rodzeństwo nie musimy już dłużej uciekać. - Wyszeptała mi stanowczo do ucha.
- Zostawię was samych, domyślam się, że tego właśnie oczekuje kolejna zabaweczka Klausa. - Odwróciwszy się zamknęła z gracją drzwi i wyszła. Przejechałam dłonią po idealnej konstrukcji, nie posiadała żadnych zarysowań, była idealnie aksamitna. Wzięłam głębokie trzy oddechy i delikatnie otworzyłam jej wieko. Pierwotny leżał w bezruchu z wbitym kołkiem w splot słoneczny. Ręce miał skrzyżowane na piersi, a jego ciało obezwładniały tysiące mosiężnych łańcuchów. Leżał tak spokojnie, jak gdyby spał. Przysunęłam swoją twarz bliżej, by móc zrozumieć to co Rebekah wcześniej mi powiedziała.
- Wyrządziłeś tak wiele zła wszystkim dookoła, jakim cudem uległam Twojemu urokowi? To nie miało prawa wyjść samo z siebie. Musiałeś maczać w tym palce, nigdy nie zaufałabym komuś takiemu jak Ty, to jest zwyczajnie niemożliwe. - Wpatrywałam się ze złością w jego spokojną twarz. Gdy zaczęłam kontynuować, rozchylił delikatnie powieki. Odsunęłam się gwałtownie o kilka centymetrów. Żyje. To mnie uspokoiło, chociaż batalia w moim umyśle wciąż narastała. Z jednej strony chciałam go jak najprędzej uwolnić, a z drugiej, napawałam się widokiem jego bezradności. Mózg powoli eksplodował z braku racjonalnego wyjścia. Błądziłam jak we mgle nie mając pojęcia co zrobić. Podeszłam w zdenerwowaniu do okna i przyłożyłam dłoń do czoła w kompletnej bezradności. Starałam się znaleźć jakieś rozwiązanie, które nie ugodziłoby w moje uczucia względem Niego. Ponownie zbliżyłam się do wieka.
 Patrzył na mnie ze spokojem, jakiego kompletnie się nie spodziewałam...  Nie zauważyłam w jego spojrzeniu żadnego błagania o pomoc, ani o jakąkolwiek reakcję. Po prostu patrzył. Jak gdyby chciał zapamiętać moją twarz. Od razu poczułam ukłucie w sercu, moja dobra strona uczucia jakim go darzę odezwała się mimowolnie. Przysunęłam dłoń do jego policzka i delikatnie musnęłam opuszkiem linię szczęki. Zamrugał tylko 3 krotnie. Ściągnęłam czoło i przełknęłam głośno ślinę. Odgarnęłam kosmyk włosów za ucho i wytężyłam swój wampirzy słuch. Cisza. Rodzeństwa chyba już nie było w posiadłości, albo byli czymś zajęci. Spojrzałam na Klausa i wyszeptałam.
- To jest szaleństwo, nie wiem dlaczego to robię, ale robię. - Szybkim ruchem wyjęłam kołek z serca Pierwotnego i rozerwałam łańcuchy obezwładniające jego ciało. Po chwili głośno westchnął nabierając powietrza i natychmiast powstał z pozycji leżącej.
Odsunęłam się kilka kroków w tył, zahaczając o stolik który stał za mną. Ułożył swoją dłoń na piersi i zaczął przypominać sobie co się wydarzyło. Spoglądałam na niego uważnie, nie wiedząc w jaki sposób zareaguje. Uniósł powoli wzrok i spojrzał na mnie w sposób jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłam z jego strony. Pojedyncza łza spłynęła mu po policzku, wyraźnie dało się zauważyć, jak toczy wewnętrzną walkę z samym sobą. Podszedł do mnie i chwyciwszy subtelnie moją twarz w swoje dłonie, przyciągnął mnie do siebie i przytulił z całej siły. Odwzajemniłam uścisk, delikatnie oplatając swoje ręce wokół jego tułowia. Nie byłam pewna, co tak naprawdę dla Niego znaczy tego typu gest...
 - No nie! Kol? Widzisz to co ja...? - Natychmiast wyzwoliłam się z uścisku Nika i spojrzeliśmy w stronę drzwi. Rebekah przybrała grymas krwiopijcy, wyszczerzyła swoje kły i w wampirzym tempie znalazła się tuż przede mną. Zmrużyłam lekko oczy, oczekując ataku. Słyszałam tylko bójkę pomiędzy Klausem a Jego siostrą. Wampirzym tempem pochwycił kołek, który jeszcze przed chwilą obezwładniał jego ciało i gwałtownie pozbawił życia swoją siostrę. 
- Słodkich snów, siostro. Było świetnie. - Przytrzymywał jej opadające powoli ciało, podbiegł do Kola i zauroczył go.
- Sprzątniesz ten bałagan, potem ubierzesz się w swój najlepszy garnitur, położysz w trumnie i sam zrezygnujesz ze swojego żałosnego egzystowania.
Stałam wmurowana w ziemię. Nigdy nie widziałam Klausa w akcji. Bez wyrzutów sumienia pozbawił życia swoją siostrę, a potem wysłał swojego brata na śmierć i to w dodatku, sam miał ją sobie sprawić. Rozchyliłam usta w niedowierzaniu, przetarłam policzek po którym spływała pojedyncza łza i skierowałam się w stronę wyjścia. Nie mogłam dłużej na Niego patrzeć, być w jego obecności. Słuchać jego głosu. Brzydził mnie. Każda jego cząstka nagle zaczęła mnie niewyobrażalnie irytować.
- Caroline, zaczekaj! Błagam - Pojawił się tuż przede mną z wymalowanym żalem na twarzy. Jak śmiał? Jak mógł patrzeć  mi prosto w oczy po tym co zrobił... Uratowałam go, a On na moich oczach zabił swoje rodzeństwo.
- Nie zamierzam z Tobą rozmawiać, zostaw mnie w spokoju, zejdź mi z drogi! - Odwarknęłam pełna agresji. Byłam gotowa zaatakować w każdej chwili. Nie dbałam o to, że zwyczajnie mógł mnie pozbawić życia w jednej sekundzie. Musiałam wyładować swój gniew i żal. Chwycił silnie mój nadgarstek i rzucił o ziemię, w taki sposób, że z powrotem znalazłam się w salonie. Podźwignęłam swoje ciężkie ciało, przybrałam grymas zabójcy i w odwecie rzuciłam się na Niego powalając go o lustro wiszące na przeciwko.
Posypało się w drobny maczek, a Klaus patrzył z niedowierzaniem w to co właśnie się działo. Nie mógł znieść, że zdołałam się przeciwstawić.
- Tego za wiele, księżniczko. - Zagryzł wargi i wampirzym tempie ponownie rzucił mną o posadzkę a potem przywarł mnie do ściany silnie uciskając za szyję. Jego oczy były pełne rozczarowania, wydawały się płonąć z agresji. Byłam pewna, że to mój koniec. Pomału traciłam oddech i kręciło mi się w głowie, ale wiedziałam, że i tak nie umrę w ten sposób. Po chwili odpuścił, a ja bezwładnie opadłam na ziemię. Moja dłoń machinalnie powędrowała w okolice szyi, która najbardziej oberwała.
Chwilę trwało, aż ból odszedł a rany się zagoiły. Podźwignęłam swoje ciało nie ogarniając jeszcze całego zdarzenia. Byłam w szoku, że przez cały czas dałam sobą manipulować. Że w ogóle zaczęłam tę naszą relację. Chwilę trwaliśmy w ciszy, Klaus stał tuż przede mną nadal przepełniony agresją. Podszedł bliżej ponownie chwytając moją twarz w swoje dłonie, tym razem bardziej agresywnie. Spojrzałam na niego z obrzydzeniem.
- Dlaczego tak wszystko utrudniasz!? Musisz przyjąć to takim jakie jest Caroline... Zaakceptuj w końcu to co do mnie czujesz! - Milczałam. Wiedziałam, że sprawiam mu tym ból. O to mi chodziło.
- Czyli teraz w ten sposób będziesz pogrywać, tak? Chcesz, żeby Twoja obojętność względem mnie, pozbawiła mnie zmysłów? Tak? Tego chcesz? - Odpowiedział psychopatycznym głosem, kierując na moment głowę w bok, jakby szukał odpowiednich słów, które zdołałyby mnie zatrzymać.
- Ale zapamiętaj. Jeszcze staniesz przed moimi drzwiami kiedy w końcu wszystko do Ciebie dotrze.
- Idź do diabła... - Wypowiedziałam zupełnie wypranym z wszelakich emocji głosem. Spojrzałam na niego ostatni raz przepełniona obrzydzeniem i żalem. Wyszłam z posiadłości zostawiając tym samym za sobą kawałek najgorszej historii w moim życiu, do której nie zamierzałam nigdy powracać.

6 komentarzy:

  1. Jestem ciekawa, co z Esther, ale bardziej interesuje mnie sytuacja pomiędzy Klausem a Caroline. Nie mogę się doczekać, co dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super,że miałaś czas dodać rozdział :)) normalnie powalił mnie z nóg ,Caroline przemieniła Esther i sprzeciwiła się Klausowi.. Ciekawa jestem co będzie dalej ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy i wciągający rozdział..:) Ta scena między Klausem, a Caroline była po prostu niesamowita... ach i ten pewny siebie Klaus..;)Jednym słowem rewelka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział fajnie, że miałaś czas go dodać:)
    Waleczna Caroline jest rewelacyjna.
    Bezwzględny Klaus super.
    Ciekawe co będzie dalej po tej ich kłótni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli masz chęć i czas zapraszam na http://destiny-of-souls.blogspot.com gdzie pojawił się czwarty rozdział, na który serdecznie zapraszam. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie znalazłam Twój blog i obiecuję, że niedługo przeczytam wszystki rozdziały ^^
    Informuj mnie o nn :D postaram się za kilka dni być na bieżąco :D
    zapraszam do mnie ;*

    OdpowiedzUsuń

c z y t a j ą

liczby